Pewnego wieczora w marcu 1907 roku, wraz z towarzyszką z scheiblerowskiego bielnika, przekradałam się do ul. Targowej […]
Obie byłyśmy młode lękałyśmy się gniewu matek. A już najbardziej martwiłyśmy się, gdy płakały. Z matką układałam zajęcia tak, że gdy ona wychodziła do przędzalni – ja, po jedenastu godzinach pracy przy skręcarce, obejmowałam opiekę nad domem. Jeżeli ojca nie było, matka czekała dopóki nie wrócę. I nieraz zdarzało się, że z mojego powodu opuszczała pracę. A pieniędzy zawsze brakowało – gdyż wszyscy: ojciec, matka i ja wielokrotnie strajkowaliśmy. I znowu zanosiło się na strajk.
Bielnik Scheiblera stanął, gdyż warunki pracy były tam szczególnie uciążliwe. Robotnik pracował za pół darmo, jak zresztą wszędzie, a przecież zatruwał swój organizm wyziewami chemikaliów. Ponadto bielnik z woli dyrekcji fabryki był miejscem zesłania socjalistów, a robotników nie socjalistów wprędce uczył socjalizmu. Jeśli tylko który robotnik był hardy – majstrzy chętnie przesyłali go do bielnika. Tam miał zmięknąć jak płótno w wodzie z Księżego Młyna. Nic dziwnego, że strajk był odpowiedzią na fabrykanckie szykany. Scheibler nie godził się ani na podwyżkę płac, ani na skrócenie dnia roboczego, lecz bezskutecznie starał się zwerbować łamistrajków […]
Źródło: Józefa Bariaszowa, Początek edukacji, w: Łódzkie Barykady, Łódź 1955, s. 113.
Przypisy:
- Bielnik - zestaw urządzeń do bielenia tkanin, tu: część fabryki z tymi urządzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz